niedziela, 15 lipca 2012

Śniadaniowo - gofry.

 
gofry z bitą śmietaną, kakao, rodzynkami, malinami i borówkami
waffles with whipped cream, cocoa, raisins, raspberries and blueberries.



Pierwszy post. Podróże - Egipt.

Po wielkim wysiłku jakim było wymyślanie nazwy bloga (wszystkie oczywiście były zajęte, nawet te najgłupsze), w końcu jest. Pearpeachpumpkin. Może i dziwna nazwa, ale dobrze mi się kojarzy; tak wakacyjnie? Więc witam wszystkich na moim nowym blogu, który powstał po trochu z nudy, ale także z chęci doskonalenia umiejętności fotograficznych. Będę tu zamieszczać głównie zdjęcia, ale także jakieś krótkie notki. Tak jak wskazuje nagłówek, blog będzie na najrozmaitsze tematy. Zdjęcia które tutaj się pojawią będą przedstawiać naturę czyli kwiaty, owady, może jakieś krajobrazy; fotografie z podróży; jedzenie, nie będę ograniczać się tylko do śniadań - nie lubię wymyślnych śniadań, w pełni zadowalają mnie kanapki, aczkolwiek na obiad lubię trochę bardziej pokombinować. Ponadto może znajdą się tutaj jakieś makijaże, jeśli tylko złapie mnie wena ;) Dzisiejszy post jednakże będzie o podróżach, a dokładniej o wakacjach w Egipcie (Sharm el Shaikh). Poleciałam tam jeszcze przed zakończeniem roku szkolnego - 19 czerwca na tydzień. Nie wiem jak wy, ale mi trudno jest wytrzymać dwa tygodnie bez naszej polskiej kuchni i ogólnie rodziny ;)
Mogę powiedzieć że było fajnie, ale chyba lepiej jednak w Tunezji, gdzie byłam rok temu. Nawet tamtejsze morze było ładniejsze, jego kolory naprawdę zachwycały. A Morze Czerwone? Takie zwykłe, nie mieni się tysiącem barw, ale zdecydowanym atutem jest rafa koralowa. Pozytywnie zaskoczyło mnie to, że ludzie w Egipcie są zdecydowanie mniej nachalni niż w Tunezji! Mówie tu o zarówno o sprzedawcach na bazarach jak i pracowników hotelu. Tam to każdy zaczepiał ' no niech pani zobaczy tylko, a to będzie dla pani za darmo! ' i łapią cię za ręke, co jest niesamowicie wkurzające. A w Egipcie spokojnie, nikt się nie przyczepiał. Jednak żałuję tego, że nie pojechałam na wycieczkę do Kairu albo Jerozolimy. Sama nie mogłam się na nią wybrać bo jestem niepełnoletnia, a dla mojej mamy za gorąco, chociaż dla mnie ponad 40 stopni to wymarzona temperatura. No ale cóż, jeszcze tam wrócę, tylko może w inny rejon. Tam, gdzie będzie bliżej do Kairu, bo z Sharmu to aż 550 km, a przy mojej chorobie lokomocyjnej to ciężka próba dla mnie ;) To może teraz kilka słów o hotelu. Jeśli kogoś to interesuje, byłam w Rehana Sharm Resort. Jedzenie było rozczarowujące, a tym, co mnie przeraziło, były mrówki w pokoju. Czerwone, wielkie mrówki. Całe szczęście że po zgłoszeniu rezydentce jakimś cudem zniknęły. Do tego zostałyśmy umieszczone w części która znajdowała się daleko od restauracji i barów, za to miałyśmy bliżej do morza. To na tyle. Teraz czas na zdjęcia ;)